Jakiś czas temu kupiłam w indyjskim sklepie podkładki pod kubki. Na początku były tylko dwie, jednak tak mi się spodobały, że chciałam kupić cały komplet.Niestety, widocznie innym też się podobały, bo mój bieg po szczęście zakończył się wielkim zawodem.W sklepie nie było już ani jednej!Po kilku miesiącach długiego czekania podkładki znowu się pojawiły i tym razem kupiłam kilka.Obiecałam sobie przyjść za jakiś czas po więcej uzbrojona w gotówkę. Przyszłam, ale nie było już żadnej i ten stan trwa do dziś. Chciałam skompletować po 6 podkładek w każdym z kolorów: brązowym, kremowym i czarnym. Na razie mam tylko 8, ale cieszę się, że w ogóle mam i dzielnie wypatruję dostawy:)
A gdy zgaśnie światło, podkładki nabierają nowego życia. W spotkaniu z latarką stają się niczym witraż, zalewając ścianę wspaniałymi orientalnymi wzorami.
Ot takie zwyczajny ażurowy kawałek płytki, potrafi w sekundę zaczarować wnętrze. Można też zawiesić je na sznureczkach i zrobić wiszącą ozdobę. O tak, piękne rzeczy pobudzają wenę. Przyszło mi też do głowy, by skleić je w lampion...jeśli tylko uda mi się zdobyć więcej!Więc niech już będzie ta dostawa:)