Przeglądam setki pięknych zdjęć,
wiele inspirujących stron, spotykam te „tylko” fajne i te „aż
„ - które zapierają dech. Taki mam podział, po tym rozpoznaję
kiedy ulegam temu czego jest najwięcej, a kiedy docieram do sedna
piękna którego szukam. Zamykam oczy, wyobrażam sobie wnętrza,
szczegóły,kolory, klimat, poza zasięgiem, poza granicami
możliwości, nieosiągalny, czysto fantastyczny, 200% moich marzeń,
tego na co aktualnie mam największą ochotę. Otwieram oczy i widzę
moje 4 ściany, jakże odległe od tamtego krajobrazu...ale te cztery
ściany są płótnem, na które można przenieść część tego, na
co chciałabym patrzeć codziennie, co mieści się w moich
możliwościach. Zamykam oczy jeszcze raz wracając do świata
fantazji, szukam elementów, które komponowałyby się z moimi
czterema ścianami i staram się zatrzymać jak najdłużej te obrazy
w mojej głowie, wracając do nich wielokrotnie, choćby na
sekundę...szperam.
To trochę jak szafa, głęboka stara
pięknie rzeźbiona szafa, z której można wyszperać coś więcej
niż tylko perełki...można z niej przywlec elementy, kolory,
desenie i ubrać nimi otaczającą przestrzeń.
Te elementy są jakby dziurką od
klucza, prześwitem kolorowego strumienia światła ze świata mojej
wyobraźni do świata namacalnego. Co tym razem przywlekłam z tej
szafy bez dna? Ano, stare złoto! I klimat, trochę tajemniczy, bo to
faza przygotowań...Na fotografiach zatrzymałam chwilę działania-
mojego warsztatu roztaczania baśni wokół siebie, akurat byłam w
trakcie zbierania kolorów starego złota które w domu posiadałam,
i odkryłam przy tym starą koronkę, o której zapomniałam, czy te
sznurki, które zostały mi z dawnego stroju do tańca... teraz
trafią na zasłony:) stare obrazki, które wciąż nie wiem czy
przemalować...i kapę, tą wspaniałą bogato zdobioną kapę na
łóżko, której tak dawno nie wyciągałam, a teraz pasuje mi do
klimatu baśniowego jak ulał! Jest ciepła niczym kołderka, a jak
miło czyta się w niej ukochane baśnie!No właśnie, baśnie
znalazłam niedawno zakopane razem ze stosem starych gazet i bajek.
Taaaakie znalezisko! Należą do męża, ja takich ładnych nie
miałam, a jak się ostatnio okazało, nie tylko ja jestem
zafascynowana tym wydaniem( mowa o baśniach Andersena z ilustracjami
Szancera). Widziałam je na waszych blogach, pisałyście też o nich,
a ostatnio fanem ich stał się mój synek. To trochę utrudnia mi
czytanie, bo nim się obejrzę, a małe łapki, i nie takie wcale
małe ząbki, są już w natarciu i muszę uciekać. Tak, nasz synek
spośród wszystkich innych książeczek, upodobał sobie właśnie
tą. Nie dziwię się. Stare pożółkłe kartki, zapach, ślady
małych rączek kilkuletniego wówczas męża:) Można się w niej
zakochać, ale najpiękniejsze jest to w środku- czyli baśnie:)
Zapraszam i was do poszperania w waszych głowach, do oderwania się od tego czym kipi internet i sklepy, do poszukania swojego świata według waszego poczucia piękna, tego prawdziwego. Zapomnijcie na chwilę o szaro białych zygzakach, czy czarnych krzyżykach, o jasnym surowym drewnie, czarno białych typografiach...Powróćcie na chwilę do świata dziecięcych marzeń...o jakim pokoju wtedy marzyliście? Może o domku na drzewie, jaki był w środku? A kraina? Może była porośnięta mchem, a może pełna kolorowych kwiatów? Czy teraz też chętnie byście się tam znaleźli?
Puśćcie wodzę fantazji, takiej totalnie nie realnej, czystej fantazji.Polecam!