Luty...druga połowa Lutego. Krótki Luty...druga połowa krótkiego Lutego...czaicie? Zaraz wiosna!
A co to oznacza? A to oznacza, że poważne, chłodne pastelowe klimaty barokowe, z poważnymi złotymi zdobieniami, rozpływają się w mniej zobowiązującym miszmaszowym klimacie wschodnioorientalnych tematów, z etnicznymi zdobieniami, w boho ażurowych fakturach i delikatnych europejskich posypkach....rozumiecie coś z tego? No ja też nie, tak jak i tego, że pączki na drzewach pojawiają się, by kilka dni później zamarznąć, a my zdrowiejemy, by kilka dni później stwierdzić, że chorowanie nie było takie złe, więc czemu nie? Zachorujmy jeszcze raz... No więc...chorujemy.
A jak coś robić to z przytupem, więc chorujemy też z przytupem, dlatego żeby godnie przebyć tą chorobę, zadbałam, by miejsce sypialniane, w którym spędzamy większość czasu, było przyjemne i w nastrojowym klimacie. Pieczołowicie dobrałam zatem kolory poszewek...nie żeby tylko takie zostały po jelitówkowej euforii, i nie żebym w panice wyciągała schowane, nowe, Pepcowe jeszcze z metką, czekające na swój wielki debiut, ozdobne poszewki z pomponikami, nie nie, po prostu ciepły pastelowy róż, to kolor przedwiośnia w naszej rodzinie. Przedwiośnie trzeba akcentować kolorystycznie, ponieważ to niezwykle ważne, by mieć perspektywę rychłej zmiany na lepsze. Tak jak nadzieja jest matką...koloru zielonego, tak w naszej rodzinie przedwiośnie nosi kolor pastelowego różu... Zapewniam, że nawet drogi mąż, na pytanie: "jaki jest kolor przedwiośnia w Państwa rodzinie?", odpowiedziałby z promiennym uśmiechem na twarzy, pewnością w głosie i bez mrugnięcia okiem, że jest nim ciepły pastelowy róż"... Także sprytne akcenty kolorystyczne, w postaci przewieszonej części garderoby, i niezwykle komponującej się z nią torebki, znalazły się tu nie ot tak, jakby w panice podnoszone, przed "zigającym" Jegomościem, o nie. Torebka wcale nie była pod ręką od wigilii, dlatego, że połyskuje tak, iż jest w stanie zająć dziecię na dłużej niż 5 min...ja nie potrzebuję takich rozwiązań, przecież doskonale radzę sobie z wychowaniem. Po prostu bardzo zależało mi, by kolorystyka przedwiosenna była dobrze dobrana, i widoczna z każdej perspektywy, zarówno leżąc na łóżku, jak i biegnąc z łóżka w stronę toalety. W tym celu przekopałam pół szafy, by znaleźć te dwa elementy układanki. To ciekawe rozwiązanie, z częściami garderoby, dopina kolorystycznie całość, i sprawia, iż patrząc na sypialnię, z każdego punktu mieszkania (tu trzeba zaznaczyć, iż "sypialnia", o której mowa, to kąt w salonie, a salon to pokój przechodni, dlatego nie trudną ją przegapić), tworzy ona niebanalną kompozycję, z pastelowym różem na czele, który niebawem sam spowoduje w naszej rodzinie iście jelitówkowe reakcje, jeżeli w miarę prędko nie uporamy się z pochorobowymi górami prania.
Bo w między jednym a drugim przypływie jelitówkowej euforii, drzemka, to tak spokojny czas, że matka uwiecznić to musiała, i skarpety do pary...trzeba było uwiecznić, wierzcie mi...a tak serio, to nie dało się go wykadrować, jak zwykle, na samym środku łóżka...
Ten stolik nocny, a właściwie taboret nocny, za dnia stoi przy parawanie, ponieważ tuż obok zagłówka łóżka mieści się wejście do pokoiku dzieci, i taboret blokowałby drzwi. Natomiast w nocy spełnia swoje zadanie i służy jako stolik.
Co do parawanu, to z jednej strony pobieliłam go, by bardziej odświeżał wnętrze wizualnie, z drugiej ma oryginalne złote przecierki. Musimy jeszcze domalować dół, gdyż w poprzednim mieszkaniu był tak ulokowany, że nie było dojścia, i pomalowałam go tylko częściowo...
Półki z Ikei też czekają na pomalowanie...
Aż sama napatrzeć się nie mogę, i nadziwić, jaki na tych zdjęciach spokój i ład...kadrowanie, to jednak wielka moc.