środa, 18 lutego 2015

Księżniczka na ziarnku grochu

Tą bajkę pamięta zapewne każdy prawda? Symbolem opowieści jest wieża materacy i  ziarenko grochu...Cóż, ja tylu materacy niestety nie mam, za to posiadam nadmiar koców, kap a także bardzo grube i ciężkie zasłony, które wieszam bardzo rzadko, i ogólnie są wielkie. Miejsca w domu na to wszystko brak, więc gdzieś trzeba było ulokować. Miałam też kilka ulubionych tkanin, które najbardziej podobały mi się w zestawieniu ich razem. Tak oto powstał pomysł na zawinięcie koców i reszty w kolorowe materiały i umieszczenie ich pod materacykiem naszej panienki. Darowałam sobie owe ziarenko grochu, bo i tak by nie poczuła(śpi jak kamień nawet na twardej podłodze gdy zdarzy jej się spaść z łóżka), a jeszcze by wypadł i panicz by połknął ( oł noł!). Tak oto miejsce na zbytek się znalazło a i baśniowo też jest:)

Chociaż przyznam, że ten temat powoli gdzieś ze mnie ulatuje...zimowe magiczne i ciężkie klimaty wypiera potrzeba koloru i energii. Przypuszczam, że to będzie ostatni wpis z cyklu baśniowych. Niebawem kolejny zupełnie inny cykl...no i konkurs.

Pracuję właśnie nad nagrodą:D

 

 

 

 

 

 

 Tą lalkę uszyłam jakieś dwa lata temu, i była to moja pierwsza lalka szyta metodą waldorfską i w ogóle pierwsza lalka jaką uszyłam. Nie jest idealna, głowę ma zupełnie nie technicznie uszytą, bo brak kłębka w środku, jedynie wypełnienie, dlatego buzia taka pociągła, ale jak na pierwszy rzut całkiem niezła chyba? Wciąż jestem z niej dumna i spośród trzech jakie już zdążyłam zrobić, ta najbardziej mi się podoba:D Ogólnie rzecz biorąc lalki waldorfskie skradły mi serce. Jak dla mnie są to najpiękniejsze szmacianki. Niby trend jest na Tildy i inne mocno wydłużone sylwetki...fajne, i z całym szacunkiem dla Tild, jednak chyba wolę bliższe naturalnych proporcji zabawki dla moich maluchów, takie bardziej dziecięce a mniej wnętrzarskie.




 



Ach, zapomniałabym, jest nowy fanpage bloga na facebooku, poprzedni niestety został zawieszony z powodów technicznych. Zatem zapraszam do polajkowania TU



wtorek, 3 lutego 2015

Tworząc baśń: Śpiąca królewna

Gdyby jakiś czas temu ktoś mnie zapytał jak śpię, odpowiedziałabym, że krótko z przerwami na karmienie, czasami w ogóle nie śpię, albo zdrzemnę się na godzinkę, kiedy zdarzy mi się odnowić jakiś mebel, lub pochłonie mnie szydełko:D Kawy też nie piję, lub bardzo sporadycznie. Chyba mam całkiem spore rezerwy energii, jednym słowem, nie wysypiam się ( to trzy słowa ;P)....a jak śpię teraz? Jak królewna!I choć długość mojego snu się nie zmieniła, to jakość za to diametralnie. Po pierwsze, ten baśniowy klimat, który zimową porą dopada mnie najbardziej, oddziałuje także na sny, z których nie jedną dobrą powieść można by stworzyć...kilka kiedyś nawet spisałam, bo szkoda by było puścić w niepamięć malowniczy zamek na zielonym wzgórzu, czy też kolację z blogerami...tak tak, wy też mi się przyśniliście, kiedyś jeszcze uraczę was w tym temacie:) W każdym razie, takie sny, zasługują na równie klimatyczną oprawę. Czyż nie? Dlatego i w sypialni zadbałam o odrobinę bajkowego klimatu. Są ukochane koronki i szary błękit połączony ze złotem, czyli to wszystko, co mi w głowie siedzi, wywlekłam i wam pokazuję:) Nie minimalizm, nie trendy ani skandynawian style, nie shabby chic, ale po prostu babskie, romantyczne, i zwiewne, nieco księżniczkowate klimaty, mimo że do księżniczki mi raczej daleeeeeko:) 
No i uwaga uwaga! Powoli przymierzam się do pierwszego konkursu na blogu! Tak więc czekajcie cierpliwie:D 






 




Zapraszam też do polubienia strony na Facebooku! Nie chwaliłam się jeszcze, ale Facebookowy kawałek Magic Home czeka już na was KLIK :D


poniedziałek, 26 stycznia 2015

Tworząc baśń: Stare złoto

Przeglądam setki pięknych zdjęć, wiele inspirujących stron, spotykam te „tylko” fajne i te „aż „ - które zapierają dech. Taki mam podział, po tym rozpoznaję kiedy ulegam temu czego jest najwięcej, a kiedy docieram do sedna piękna którego szukam. Zamykam oczy, wyobrażam sobie wnętrza, szczegóły,kolory, klimat, poza zasięgiem, poza granicami możliwości, nieosiągalny, czysto fantastyczny, 200% moich marzeń, tego na co aktualnie mam największą ochotę. Otwieram oczy i widzę moje 4 ściany, jakże odległe od tamtego krajobrazu...ale te cztery ściany są płótnem, na które można przenieść część tego, na co chciałabym patrzeć codziennie, co mieści się w moich możliwościach. Zamykam oczy jeszcze raz wracając do świata fantazji, szukam elementów, które komponowałyby się z moimi czterema ścianami i staram się zatrzymać jak najdłużej te obrazy w mojej głowie, wracając do nich wielokrotnie, choćby na sekundę...szperam.
To trochę jak szafa, głęboka stara pięknie rzeźbiona szafa, z której można wyszperać coś więcej niż tylko perełki...można z niej przywlec elementy, kolory, desenie i ubrać nimi otaczającą przestrzeń.
Te elementy są jakby dziurką od klucza, prześwitem kolorowego strumienia światła ze świata mojej wyobraźni do świata namacalnego. Co tym razem przywlekłam z tej szafy bez dna? Ano, stare złoto! I klimat, trochę tajemniczy, bo to faza przygotowań...Na fotografiach zatrzymałam chwilę działania- mojego warsztatu roztaczania baśni wokół siebie, akurat byłam w trakcie zbierania kolorów starego złota które w domu posiadałam, i odkryłam przy tym starą koronkę, o której zapomniałam, czy te sznurki, które zostały mi z dawnego stroju do tańca... teraz trafią na zasłony:) stare obrazki, które wciąż nie wiem czy przemalować...i kapę, tą wspaniałą bogato zdobioną kapę na łóżko, której tak dawno nie wyciągałam, a teraz pasuje mi do klimatu baśniowego jak ulał! Jest ciepła niczym kołderka, a jak miło czyta się w niej ukochane baśnie!No właśnie, baśnie znalazłam niedawno zakopane razem ze stosem starych gazet i bajek. Taaaakie znalezisko! Należą do męża, ja takich ładnych nie miałam, a jak się ostatnio okazało, nie tylko ja jestem zafascynowana tym wydaniem( mowa o baśniach Andersena z ilustracjami Szancera). Widziałam je na waszych blogach, pisałyście też o nich, a ostatnio fanem ich stał się mój synek. To trochę utrudnia mi czytanie, bo nim się obejrzę, a małe łapki, i nie takie wcale małe ząbki, są już w natarciu i muszę uciekać. Tak, nasz synek spośród wszystkich innych książeczek, upodobał sobie właśnie tą. Nie dziwię się. Stare pożółkłe kartki, zapach, ślady małych rączek kilkuletniego wówczas męża:) Można się w niej zakochać, ale najpiękniejsze jest to w środku- czyli baśnie:)





 




Zapraszam i was do poszperania w waszych głowach, do oderwania się od tego czym kipi internet i sklepy, do poszukania swojego świata według waszego poczucia piękna, tego prawdziwego. Zapomnijcie na chwilę o szaro białych zygzakach, czy czarnych krzyżykach, o jasnym surowym drewnie, czarno białych typografiach...Powróćcie na chwilę do świata dziecięcych marzeń...o jakim pokoju wtedy marzyliście? Może o domku na drzewie, jaki był w środku? A kraina? Może była porośnięta mchem, a może pełna kolorowych kwiatów? Czy teraz też chętnie byście się tam znaleźli?

Puśćcie wodzę fantazji, takiej totalnie nie realnej, czystej fantazji.Polecam!

czwartek, 22 stycznia 2015

Koronkowych snów...

Dzisiejszym postem otwieram zimowy cykl baśniowy w Magic Home! Będzie magicznie, jak na Magic przystało, tajemniczo, momentami ciężko, a czasem lekko i zwiewnie, jak w prawdziwej baśni. Niekiedy nawet tematyka postów będzie nawiązywała do znanych nam opowieści. Dlaczego tak? Po pierwsze dzięki dzieciom przypomniałam sobie ulubione historie czytane w dzieciństwie, nie trudno się domyślić, że głównie były to baśnie Andersena, ale nie tylko, te opowiadane przez moją mamę- jej autorstwa noszę w pamięci i sercu do dziś i myślę sobie, że to dzięki nim mam teraz taką bogatą wyobraźnię;) Poza tym gdzieś w środku cały czas drzemała sobie ta mała dziewczynka, która szła z mamą za rękę w zimowy wieczór...to był taki spacer który wpisał się na pierwszą stronę wspomnień z dzieciństwa. Padał śnieg, płatki stawały się coraz większe i gęstsze, aż prawie nie było widać tego co dzieje się dwa metry przed nami. Było ciemno, świeciły się latarnie, a mama opowiedziała mi wówczas najpiękniejszą i najbardziej przytulną bajkę, jaką słyszałam za dziecka..na chwilę zapomniałam że mróz szczypie w buzię, że palce od stóp pieką z zimna..Pamiętam, gdy wtedy dotarłyśmy do domu, przypominałyśmy dwa bałwany... :) Ta dziewczynka budzi się ilekroć patrzę na moje maluszki i kiedy opowiadam im tę bajkę...może kiedyś i wam ją opowiem, choć nie obiecuję, bo to zawsze było takie moje i mojej mamy, no wiecie... Teraz za oknem bajki niestety nie ma, więc jeszcze bardziej chce się ją przemycić w swoich czterech kątach. ...eeh, z resztą co ja wam będę pisać, po prostu jestem wciąż małą dziewczynką, której marzy się że jest księżniczką, ma pałac i życie jak w baśni...czyli to "żyli długo i szczęśliwie" ze swoim księciem, małym paniczem i piękną panienką:)

Dzisiaj zatem wersja zwiewnych koronek. Ozdoby świąteczne już w większości pochowane, chociaż choinka jeszcze stoi i mruga do nas światełkami. No właśnie, tych światełek to trochę dużo mamy, części nawet nie wyjęliśmy na święta, dlatego zamarzyły mi się lampioniki nad łóżkiem. Pomysł kubeczków wzięłam oczywiście z Pinterest, reszta to już moja fantazja. Lampki dałam ledowe, żeby się nie nagrzewały, mają zimne białe światło, a bardzo podoba mi się takie cieplejsze żółte...może kiedyś takie wpadną mi w ręce, to zmienię, a nie jest trudno kubeczki przełożyć na inne lampki, więc no problem. Takie światło też wieczorem daje baśniowy efekt, i w pierwszej chwili gdy je zapaliłam skojarzyły mi się z takim dawno wykopanym gdzieś zdjęciem KLIK. Nie gasimy ich na noc, zasypiamy w takim fantasy klimacie:D






 Pozdrawiam was zatem baśniowo:)

piątek, 16 stycznia 2015

Na opak trendom!

Zanim pokażę wam moje nowe twory, całkiem klimatyczne twory, chcę podzielić się tym, co aktualnie mnie inspiruje, tym, co siedzi w mojej głowie, co mi w duszy gra. Ot moje klimaty- wcale nie skandynawskie już mam mały przesyt tematu. Teraz moja wyobraźnia karmi się bogatym zdobieniami ubranymi w chłodne brudne barwy, ciężkie kotary i zwiewne koronki, napawam się kunsztownymi dekorami i niebiańskimi klasycznymi detalami, a nawet przepychem. Nieoszczędnymi złoceniami, klimatycznymi łożami, brakiem prostoty i wszystkim tym co NIE JEST TRENDY;)
Zapraszam do mojej bajki...a raczej baśni.

Kurtyna w górę!

































Wszystkie zdjęcia pochodzą z Pinterest, a znajdziecie je na moich tablicach. Patrz widget po prawej stronie bloga:)

I jak wam się podoba w mojej głowie? Bo mi całkiem całkiem, chwilowe rozbicie po woli ustępuje, i mogę znowu działać. No, to teraz zmykam by część tej fantazji przenieść do naszego skromnego wnętrza. 
Pozdrawiam was serdecznie:)