Pojawiam się i znikam....a tyle razy
obiecywałam sobie: od teraz będę prowadzić bloga regularnie.
Niestety, kiedy dopada brak weny i to „słodkie” twórcze
rozleniwienie, nie ma co się silić i prężyć- post nie powstanie.
Pewnie nie tylko ja tak mam, że gdy
mija te kilka dni od wpisu, w głowie zaczynają krążyć myśli:”
no już, wypadało by chyba coś wstawić na bloga he? Na pewno ktoś
czeka na nowy post, a czas ucieka, oglądalność spadnie, czytelnicy
zapomną...”. Jeśli nie tylko ze mną tak jest, to śmiało nie
wstydźcie się, będzie mi raźniej;)
Przyznam że takie myśli są dla mnie
niezwykle irytujące. Dlaczego? Po pierwsze- wpadam w błędne kolo
presji, po drugie, naturę mam raczej niezależną i buntowniczą,
dlatego im bardziej coś na mnie napiera, tym bardziej ja to od
siebie odpieram. Kiedy nie mam pomysłu na nowy post, zwyczajnie
mówię basta, i czekam aż wena powróci:) Już jakiś czas temu
postanowiłam, że ten blog stanie się przestrzenią, w której jak
w pamiętniku, zapiszę moje aktualne nastroje estetyczne. Kolory,
tematy, ujęte w kompozycje, które zmieniają się jak w
kalejdoskopie w zależności od pory roku. Nie ma więc mowy o
wstawianiu postów typu „byle by coś, byle by już”. To tak w
ramach usprawiedliwienia tych kilku miesięcy pustki:)
A teraz kontynuując klimaty folkowe,
spora dawka kolorów ubrana w dziecięce marzenia, entuzjazm i
słońce, a przy okazji córka poznała co to jest matrioszka ( ona
mówi babuszka), wie skąd pochodzi. Polubiła ten styl, koguciki i
ptaszki, czerwone korale i mnóstwo kolorów. Mnie natomiast bardzo
mocno przypominają się wakacyjne poranki u babci i dziadka, kiedy
budziłam się wraz z dźwiękami „ Lata z radiem”- moi
dziadkowie uwielbiali je słuchać. Wyjazdy na wieś, huśtawka na
drzewie, mogłam śpiewać ile chciałam i nikt mnie nie słyszał,
takie było wielkie podwórko, podchody, wyprawy nad rzekę i dzikie
zabawy z kuzynostwem. Pamiętam jak pożałowałam że straszyłam
krowę, kiedy „ pogoniła mi kota” i opowieści o duchach na
strychu u babci. Smak (paskudny) mleka koziego i okłady z babki na
stłuczone kolana. Dzisiaj patrze jak rośnie nowe młode pokolenie
dzieci, takich jakimi my byliśmy, i chciałabym dać im to wszystko,
to szaleństwo na dworze, zamiast tabletów, komputerów i telefonów,
spanie pod namiotem z koców, poszukiwanie przygód, wspólne
tajemnice. Zakopywanie zabawek. Warto odkleić dzieci od dzisiejszego
postępu technicznego, baaa, nawet trzeba.