środa, 8 lipca 2015

Folk na całego!

Pojawiam się i znikam....a tyle razy obiecywałam sobie: od teraz będę prowadzić bloga regularnie. Niestety, kiedy dopada brak weny i to „słodkie” twórcze rozleniwienie, nie ma co się silić i prężyć- post nie powstanie.
Pewnie nie tylko ja tak mam, że gdy mija te kilka dni od wpisu, w głowie zaczynają krążyć myśli:” no już, wypadało by chyba coś wstawić na bloga he? Na pewno ktoś czeka na nowy post, a czas ucieka, oglądalność spadnie, czytelnicy zapomną...”. Jeśli nie tylko ze mną tak jest, to śmiało nie wstydźcie się, będzie mi raźniej;)
Przyznam że takie myśli są dla mnie niezwykle irytujące. Dlaczego? Po pierwsze- wpadam w błędne kolo presji, po drugie, naturę mam raczej niezależną i buntowniczą, dlatego im bardziej coś na mnie napiera, tym bardziej ja to od siebie odpieram. Kiedy nie mam pomysłu na nowy post, zwyczajnie mówię basta, i czekam aż wena powróci:) Już jakiś czas temu postanowiłam, że ten blog stanie się przestrzenią, w której jak w pamiętniku, zapiszę moje aktualne nastroje estetyczne. Kolory, tematy, ujęte w kompozycje, które zmieniają się jak w kalejdoskopie w zależności od pory roku. Nie ma więc mowy o wstawianiu postów typu „byle by coś, byle by już”. To tak w ramach usprawiedliwienia tych kilku miesięcy pustki:)
A teraz kontynuując klimaty folkowe, spora dawka kolorów ubrana w dziecięce marzenia, entuzjazm i słońce, a przy okazji córka poznała co to jest matrioszka ( ona mówi babuszka), wie skąd pochodzi. Polubiła ten styl, koguciki i ptaszki, czerwone korale i mnóstwo kolorów. Mnie natomiast bardzo mocno przypominają się wakacyjne poranki u babci i dziadka, kiedy budziłam się wraz z dźwiękami „ Lata z radiem”- moi dziadkowie uwielbiali je słuchać. Wyjazdy na wieś, huśtawka na drzewie, mogłam śpiewać ile chciałam i nikt mnie nie słyszał, takie było wielkie podwórko, podchody, wyprawy nad rzekę i dzikie zabawy z kuzynostwem. Pamiętam jak pożałowałam że straszyłam krowę, kiedy „ pogoniła mi kota” i opowieści o duchach na strychu u babci. Smak (paskudny) mleka koziego i okłady z babki na stłuczone kolana. Dzisiaj patrze jak rośnie nowe młode pokolenie dzieci, takich jakimi my byliśmy, i chciałabym dać im to wszystko, to szaleństwo na dworze, zamiast tabletów, komputerów i telefonów, spanie pod namiotem z koców, poszukiwanie przygód, wspólne tajemnice. Zakopywanie zabawek. Warto odkleić dzieci od dzisiejszego postępu technicznego, baaa, nawet trzeba.